Lima
W Limie jestesmy o 6 rano, wysiadamy z autobusu odieramy bagaze. Jak na 16 godzin podrozy i 1000 km to jestesmy w miare malo zmeczeni i nawet wyspani. Autobusy lini Cruz del Sur sa faktycznie bardzo wygodne, na pokladzie podano nam kolacje, poduszki, napoje, a nawet mozna bylo zagrac w bingo. Nie bez przyczyny stacja autobusow w Limie nosi nazwe Terra Puerto Cruz del Sur.
Po odebraniu bagazu na wszelki wypadek sprawdzamy autobusowe polaczenia do Cuzco. Jeszcze dzis mozemy wyjechac do Cuzco 2 autobusami, o 14 i 17.30 cena 180 soli za osobe mankament to nastepne 20 godz. w autobusie....
W tym miejscu zegnamy sie z naszymi nowymi znajomymi i w 4 udajemy sie taksowka na lotnisko.
Samoloty z Limy do Cuzco odlatuja niemal co godzine. Bilety kupujemy w jednej z 4 agencji Star Peru cena 140 usd nie jest specjalnie wygorowana 45 min lotu zamiast 20 godz. w autobusie. Po odprawieniu bagazu i sniadaniu stajemy w kolejce do odprawy. Zaskakuje nas troche lokalna oplata lotniskowa 5,84 usd, ale z tym nie mozna dyskutowac. W hali odlotow sprawdzamy jeszcze sklep z perfumami, oczywicie korzystamy z testerow nakladajac na siebie ekskluzywne zapachy. Co prawda to nie prysznic, ale tez daje odrobine komfortu i uczucie siwezosci. Niestety sklep na lotnisku nie rozwiazuje naszego problemu z odkazaniem, ktorego bezposrednia przyczyna jest wyschniete zrodlo balantynki.
Lecimy podziwiajac piekne andyjskie krajobrazy.
Nie myslalem, ze bede mogl zobaczyc je jeszcze raz, a malo tego ze podziele sie tym widokiem z Daria.
Siedzimy przy oknie samolotu ( BAE 146), nie mozemy sie napatrzec na niesamowite sklebione i wolno sie przemiesczajace chmury. Biale pierzaste baranki z wolna plynac rzucaja swoje cienie na szare, a momentami rdzawe szczyty i doliny Andow. Surowy krajobraz, poorany zlebami i koltlinami, gdzie nie gdzie pojawiaja sie wstazki drog i osady ktore z naszej perspektywy wygladaja jak okruszki na szarej drewnianej podlodze.
Ladujemy, stanadrtowo odbieramy bagaze przy akompaniamencie lokalenj kapeli w ludowych preuwianskich strojach. Znowu spotyklamy rodakow- malzenstwo z Bydgoszczy z 3 letnia dziewczynka.
Wspolnie korzystamy z propozycji przewodniczki z lotniska i jedziemyt za free ogladac hotele.
Oszklony balkon, piwo, pisco sauer, swiatlo ulicznych latarni odbite w bruku Plaza de Arms, swiatla samochodow ich klaksony i dzwiek kol na starym bruku. Mnostwo mlodych ludzi kroczacych po placu. Patzrymy na wszystko z gory, i po skonczonej kolacji ciezko nam wstac od pustego juz stolu. Przed chwila kelner zabral resztki po zjedzonej przez nasza ekipe swince morskiej. Na stole towarzyszyla jej alpaka. Alpaka , znakomite w smaku mieso dobrze przyzadzone i doprawione jest w naszym guscie. Swinka niestety jest nikczemnie mala i dziwna w smaku. Wlasciwie jej smak zabil czosnek, co nie zmienia faktu ze smak swinki trudno jest mi opisac. Pewne jest to, ze swinka nie zostanie naszym przysmakiem, a pisco nie zastapi, ani czystej wodki, ani balantynki.
Ogladane przez nas za oknem koscioly Cusco oraz podswietlone kolumny wspierajace kamienice odbijaja swiatla okolicznych latarni. cdn. (niestetyjest 0.30 i moge zaczap pisac glupoty wiec dokoncze jutreo)