Cuenca, w dzien jest jeszcze ladniejsza niz w nocy. Zeby sie o tym przekonac wstaje o 6.30 rano, budze Leszka. 10 min pozniej wychodzimy z hostelu i ruszamy na fotograficzny podboj miasta. Zgodnie z przewidywaniami ruch jest niewielki. Na starych brukowanych ulicach widzimy przedewszystkim dzieci w pospiechu idace do szkoly. Ich kolorowe mundurki znakomicie kontrastuja z bialymi scianami kamienic i kosciolow. Cuenca dalej nas zachwyca, idziemy jej uloczkami i niczym japonscy turysci fotografujemy balkony, koscioly, panoramy i przede wszystkim ludzi. Wiele z ogladanych przez nas budowli to architektoniczne perelki. Zdobione misternymi freskami i oprawione znakomicie wykonana i rzezbiona drewniana stolarka w polaczeniu z jasnymi kolorami elewacji oraz zielenia i widokiem gor powalaja nas na kolana. Tradycyjnie przy placu centralnym do ktorego prowadzi ulica Simoba Bolivara polozona jest najwieksza katedra w miescie. Wspaniala fasada, piekne bogato zdobione wnetrze swoim mjestatem znakomicie podkresla znaczenie i miejsce kosciola katolickiego w ameryce poludmiowej. Wewnatrz odbywa sie poranna masza, prawdopodobnie ze wzgledu na wczesna pore i niewielka ilosc wiernych msza nodprawiana jest w jednej z 8 bocznych naw. Charakterystyczne dla kosciolow w tej czesci swiata jest to ze przy wejciu swoje stale miejsca maja ludzie zyjacy z datkow - zebracy. Kobieta z dzieckiem na rekach, a wlasciwie n a nogach wyciaga reke i dziekuje nam za datek. Po wyjsciu z katedry zatzrzymyjemy sie by jako pierwsi klienci skorzystac z oferty pucybuta. Mimo tego ze buty zawsze czyszcze sam siadam na krzesle i stawiam noge na kopyto, stary , doswiadczony czysciciel klepnieciami w but, ustawia i zmienia pozycje mojej nogi. Najpierw czysci,myje,pozniej pastuje, zmienia noge powtarza czynnosci, pozniej znowy zmiana nogi, polerowanie i nablyszczanie i polerowanie. Buty lsnia jak lustro. W trakcie calej operacji przegladam lkalna gazete, ktora jest na wyposazeniu kazdego stanowiska. Zaplata 0,25 usd napiwek i usmiech na pozegnanie. Buty lsnia jak lustro.
Idziemy dalej, wkonujac zdjecia coraz to nowych kamienic, kosciolow uliczek. Miasto budzi sie i leniwie wkracza w dzien. Z ulic znikaja dzieci, pojawia sie coraz wiecej samochodow. Sprzedawcy, urzednicy i pkelnerzy tlumnie wylegaja na ulice i szybkim krokiem zmierzaja do swoich bankow, sklepow i barow. Skrzypia otwierane zaluzje stukaja wystawiane krzesla i stoly. Ten gwar i porzadek oraz architektura w niczym nie przypominaja poznanego przez nas dotychczas ekwadoru, gdyby nie widok gdzie niegdzie przemykajacych kobiet w ludowych ekwadorskich strojach wydawac by sie moglo ze jestesmy w jednym z wolskich lub hispanskich europejskich miasteczek.
szwendajac sie uliczkami starego mista dochodzimy do lokalnego rynku na ktorym 3 pietra ogromnej hali zajmuja sprzedawcy warzyw, owocow, ryb, owocow morz, miesa i wlasciwie wszystkiego co daje nam przyroda i co da sie zjesc.
Owoce i warzywa we wszystkich odmianach i kolorach eksponowane na misternie poukladanych stosach ciesza oczy i zdaja sie same wskakiwac do toreb kupujacych je klientow.
Niezmiernie ciekawe sa dla nas stoiska z rybami i owocami morza. Na blatach wielkich szkalnych witryn leza nie chlodzone dziesiatki gatunkow ryb, male i duze niestety nie jestem w stanie ich nazwac. Za rybami stuja w skrzynkach krewetki i inne morskie cuda. Wszystko swieze czyste i apetyczne. Najwyzsze pietro bazaru zajmuja jadlodajnie. Tu kroluja pieczone swinie i swieze soki owocowe. Mnostwo ludzi tlok i gwar oraz znudzone miny sprzedawcow zwienczaja atmosfere targu czyniac go niepowtarzalnym.
Konczymy poranny spacer jest 9.30 idziemy do hotelu i poszukujemy miejsca, gdzie moglibysmy wypic kawe i zjesc swieza b ulke. niestety w Cuenca nie jest to proste, albo kawa, albo bulka. Kawa mimo tego ze Ekwador z niej slynie w wiekszosci lokali podawana jest granulowana - Nestle, a wiec nic lokalnego.
Do targu i Cuenka jeszcze wrocimy. Poki co jest godz. 23 i siedze na lawce dworca autobusowego w Machala- graniczna miejscowosc miedzy Ekwadorem i Peru. Dotarlismy tu expresowym autobusem Alianza 00 Transporteriza lini laczacych Ekwador i Peru. Autobusow kursuje kilka dziennie. My wyjechalismy z Cuenca o 19'30 Machala mamy sie przesiasc na autobus z Guayagil do Piura, tych samych linii.
Granica, granica dla nas wyglada jak podroz do przeszlosco. wyjazd z ekwadoru, wypelnianie dziwnych deklaracji i kolejka na do okienka, wszechobecny zapach uryny.
Odprawa po stronie ekwadoru trwa ok. 1 h, pozniej znowu autobu 15 min jazdy i wysiadka, tym razen na stronie peruwianskiej. Przejscie wygladana bardzie cywilizowane, jednak to tylko pozory, w budynku odprawy natychniast po wejsciu ,,atakuja,, nas naganiacze, w zamian za pomoc w wypelnieniu wypelnionych juz przez nas wczesniej dokumentow, usiluja wymusic wymiane pieniedzy-dolarow na sole.
czesciowo im sie to udaje, ja wyminiam 150 usd po kursie 2.7 . Leszek ma mniej szczescia, wymiania 29usd po kursie 2.0 dodatkowo panowie naganiacze, chca kasowac za pomoc w wypelnianiu dokumentow granicznych 5 usd. nie dajeny sie.
W tym miejscu musze wspomniec o naszych nowych znajmych, 2 francuzki, 2 francuzow, nownozelandka i brytyjczyk. Wspolna podroz tworzy z nas zwarta, trzymajaca sie razem grupe. razem stoimy w kolejkachm razen uzgadniamy dalsze kroki podrozy.
wysiadamy w Piura, w porownaniu do Cuenca to zupelnie inny swiat, brud, halas, poobijane samochody. W ekwadorze wydawalo nam sie ze nalezy miec oczy dookola glowy, w Peru glowa musi sie okrecac jeszcze dwa razy szybciej.
Dajemy sie zrobic w trabke taksowkarzom, ktrorzy 3 samochodsami frunduja nam wycieczke po miescei za ,,jedyne,, 7 usd i wysiadamy po 10 minutach 3 przecznice dalej, targujemy ale 7 usd to 7 usd.
W koncu docerany do biura, w ktorym kupujemy bilety do Limy. 16 godzin jazdy. 1000 km. niebawm czyli o 15 -stej ruszamy.