Rozpoczynamy pierwszy mily dzien w Quito, w ogrodzie pojawia sie Darek- znajomy Leszka a dzis i jutro nasz lokalny przewodnik. Cala 5 osobowa grupa wsiadamy do taxi i po krotkiej naradzie jedziemy na tefeferico kolejki gorskiej, ktora wjezdza na 4100 m npm. Taksowka pod gore ledwo zipie, w srodku smierdzi spalona guma od sprzegla. Stacja kolejki nie tetni zyciem. Darek tlumaczy ze Ekwador ma klopoty z pradem i poki co kolejka nie jest zasilana, ale jest szansa ze prad bedzie za pol godziny. Tak wiec panorama miasta z 4100 m pozostanie przez nas nieodkryta. Jednak Juz z dolnej stacji kolejki widac majestatyczne i pokryte sniegiem szczyty wolkanow Cotopaxi i Chimborazo, krore wznosza sie nad polozonym w dolinie miastem. Uroku widokowi dodaje zielen i slonce.
Po nieudanej exploaracji Teleferico postanawiamy jechac na Mitad del Mundo czyli srodek swiata patrz rownik. Po drodze dochodzimy do wniosku ze zamiast bulic za taxi po 10-15 usd to lepiej wynajc samochod. Niebawem siedzimy w chewrolecie (80 usd 2 dni).
mitad del mundo pomaranczowa linia i muzeum etniczne fotki dla nas i dla rodziny. Szukamy dobrych ujec widze jak Leszek kleczy przed Szczepanem, a mnie z pomnika przegania czujny ochroniarz. Muzeum etniczne Z expo poszczegolnych prowincji troche siermiezne, a jednak ciekaawe.
obiad miejscowe piwo, mila i radosnie, a nawet zalotnie usmiechajaca sie siniorita podaje nam miejscowe specjaly yagarcocho i camarones czyli zupa warzywna przyprawiana suszona krwia, mango i pomidorami oraz krewetki z grila- jedzonko wysmienite.
Dotarcie do Centro Historico ze wzgledu na duzy ruch i korki zabiera nam prawie 2 godz krore mijaja na ogladaniu widokow i dezynfekcji poki co medycznie wspieramy balantynke( ta ze strefy.
Przy wiekszych skrzyzowaniach mamy miejscowy folklor goscia zaglujacego pilkami. Zagluje na czerwonym swietle stojac przed samochodami a gdy aua ruszaja zbiera datki, po czym cwiczy na pasie zieleni na ktorym siedzi jego 3 letnie dziecko. dalej mamy targ drogowy mozemy kupic owoce,gazety, akcesoria elektroniczne z a nawet miotly, chipsy itd..
Po uporczywej walce z korkami docieramy w koncu do starego miasta. Ogladcamy plac sw. Franciszka, i nastepnie place paru innych swietych.kapiace zlotem ogromne koscioly. Najciekawszym jednak miejscem dla mnie jest ulica. Ludzie, roznych ras i w roznym wieku oraz ich sposob na zusie. Tak jak w kazdym kraju na tej szerokosci geografivznej mieszanka jest wybuchowa, piekne banki kontrastuja ze srtaganami i pucybutami, centra handlowe, ktorych nie powstydzila by sie Europa widoczne sa z okolicznych slamsow.
ostatni punkt dzisiejszego programu to wizyta w Vista Hermosa ulubionym barze Darka. Panorama z 3 -go pietra jest powalajaca. Okoliczne gory osiwietlone swiatlami zabudowan oraz cale stzare miasto z placami kosciolami. Darek zamawia dla wszystkich caneloso- bimber z trzciny cukrowej podawany na goraco z sokiem pomaranczowym. Wszyystko podane na tarasie razem z panorama miasta. W miare przyjmowania napoji coraz bardsziej odczuwamy wysokosc i zmeczenie. po wlaczeniu GPS stwierdzam, ze jestesmy na 2850 npm. Daria zamawia figi z seren w syropie. sankuja wysnienicie-podobno, bo nie chce sie z nami podzielic, ale wierzymy jej na slowo.
Przed wyjsciem poznajemy wlasciciela pana Rodrigo Espinoso, wita nas bardzo serdecznie, niestety nie podejmujemy tematu wspolnej biesiady, jestesmy bardzo zmeczeni, totaj jest 22 ale w polsce 4 rano.