Po przygodach w Szczecinie i ryzykownej jezdzie do berlina ladujemy w Madrycie. Juz w berlinie dowiedzielismy sie ze nasz odlot z madrytu bedzie spozniony o bagatela 2,5 godz. Radosna informacje przekazala nam pani na odprawie bagazu w zamieszaniu z waga mojego plecaka. 27,5 kg a limit 23 kg. Wiedzialem, ze konserwy, suchary oraz 1,5 ltr wodki i monopod na bank prekrocz limit. Jedyne rozwiazanie to oddac troszke rzeczy wspoltowarzyszom. Sciagam monopod i wypchane drobiazgami buty jest 25 kg ale kontrolerka jest bezwgledna. Sytuacje ratuje dopiero podniesienie wystajacego za wage plecaka noga, a pozniej dyskretne podparcie bagazem Leszka postawionym na sztorc. waga wskazuje 21 -poszlo. Teraz tylko odprawa paszportowa i lecimy. Na odprawie ide na szczegolowa kontrole, bo czarna koszula, spodnie i traperki nie budza do mnie zaufania, efekt ten poteguje zwitek dolarowych banknotow (po1,5, 20 usd) wiec scígam skarpetki, buty i zapewniam pana ze w ekwadorze bede tylko turystycznie i tak mi nie wierzy.
Samolot, mikro foteliki i platne posilki, no i Madryt. Usmiechnieci i zadowoleni korzstamy z bezplatnej kanapki i kawy. To rekompensata za opoznienie. Pozniej tradycyjne kobiety do pracy w strefie wlonoclowej, a panowie rozbieraja balantynke. Zeby nie bylo tak sielankowo, ze tylko spoznienie i juz to o 3 dowiadujemy sie ze samolot dzisiaj nie odleci. Dzieki Bogu zapewniono nam hotel. Wypas 4* szczoteczki do zebow, bielizna, snaidanie i lunch. Wylot do Quito chyba dzis wieczorem, a wiec Maniana, maniana....