No i jedziemy, jedziemy do Goleniowa z leszkiem umowilismy sie w barze 12 godzin, tzw. Zielonym przed Goleniowem. Od dawna lubimy ten bar, znamy wlascicieli, i niemal za kazdym razem zamawiamy pierogi, znakomity jest tez kotlet schabowy, a jedynym jego mankamentem jest rozmiar ala berecik 56. Tym razem ida pierogi i kawa. Leszek, ze Szczepanem pojawiaja sie po 7 minutach. Razem z nimi za oknem pojawia sie snieg. Niestety ig orujemy go i spokojnie wciagamy pierogi i kawe.
Mila sielska atmosfera, a snieg pada coraz mocniej, po chwili wsiadamy do auta i jedziemy. Jedziemy to okreslenie na wyrost. Po prostu ledwo co toczymy sie w sniegu po zamarznietej i nieodsiezonej drodze. Komunikatyz CB powoduja lekki niepokoj, bo podobna pogoda ma byc do samego Berlina, jest 15.30 zatrzymujemy sie jeszcze na stacj Orlen w Kliniskach, chlopaki kupuja gazety, a snieg pada i pada. kiedy znowu ruszylismy zgodnie stwierdzamy, ze droga wyglada jeszcze gorzej. Jedziemy w korku 40 na godz, i mamy nadzieje, ze od granicy bedzie lepiej. Niestety do granicy jeszcze 20 km, a po minieciu zjazdu na Struga radio krzyczy, ze droga do granicy jest nieprzejezdna. Komunikat wkrotce sie sprawdza, stoimy w 3-4 kilometrowym korku, przed nami TIR-y w poprzek drogi, i rzad osobowek, ktory bezradnie wije sie pod gore. Dodatkowko kazdy kierowca zostawia sobie ciut miejsca, by ruszyc pod gore, korek sie wydluza i nic nie zapowiada rychlego zakonczenia. Radio piszczy, a wlasciwie to ryczy przeklenstwami tirowcow na osobowki, osobowek na tirowcow i wszystkich na sluzbe drogowa. Niestety ta bojowa atmosfera, ani troche nie spowalnia biegnacego czasu, mamy 16.15, w berlinie mamy b yc do 18.30 wiec nie jest dobrze, a nasza wymarzona podroz ma wielkie szanse zakonczyc sie w Szczecinie. W mysl cholbionej przez nas zasady n igdy sie nie poddawaj, wychodze na rekonesans z samochodu. Juz po paru krokach wiem, ze nie (mozemy jechac pod prad, co bylo jedna z zlternatyw, jeden gos pojechal, ale komitet korkowy, zatrzymal go 100 metrow za nami, faktycz nie jazda pod prad 4 km to szalenstwo. Widze jednak pewna sznse przesuniecia sie w kolejce do przodu. Telefon do Wacka i samochod rusza, forma pieszego zwiadu sie sprwadza, ide caly czas pod gore kierujac Wacka to z prawej, to z lewej strony syojacych samochodow, jest dobrz bo po 10 minutowym spacerze mijam ostatni z Tirow blokujacy droge i w biegu wsiadam do bmw. Jedziemy, pusta droga ale dalej w sniegu. Czas 16.30 jest szansa ze zdazymy, ale, ale juz po 2-3 km jakies 500 m od zjazdu na Podjucch mamy nastepny korek, 4-5 aut przed nami w poprzek drogi stoi sobie tirek kabina opiera sie o lewa bariere, a naczepa zostawia 30-40 cm przejscia od prawej. No i caly misterny plan poszedl..... .
rekonesans daje tylko tyle, ze wiem, ze zamkniety w szoferce scanii kierowca nie posiada ani lancuchow, ani linki, ani pomyslu,ani zadnej innej Anii, a juz na pewno koncepcji odblokowania zastawionej drogi. Pieknie k. Pieknie. Ocena sytuacji jest prosta jezeli chcemy leciec to tzreba cos wymyslec bo samolot nie bedzie czekal. Mysl, mysl, wiem, telefon. Najpierw dzwonie do Kolegi Henia, ale jestem durny, Heniu totalnie mnie olewa, bo cos tam,@itd. Tak n ie moge dzwonic do jakichs tam kloegow. Mysl, mysl wiem, wiem Andrzej, tak na niego moge liczyc, wiec sprawdzam tylko ostatnie polacze nia i wybieram. Nie wiem jak to dziala, ale Andrzej mowi ze wyjedzie za 3 min. Wiem ze wyjedzie i bedzie, wiec szybko do samochodu. Pakujemy sie, zabierajcie plecaki i idziemy. Odwodze Szczepana od walki z wyciagania Tira z opresji, przeciez n ie mamy ani sprzetu ani doswiadczenia, wiec los drogi nie zalezy od nas. Poki co plecaki na plecy pozegnanie z Wackiem i w droge. Calkiem niezle sie zaczyna, do odlotu 2 h 40 min a my robimy treking na Szczecin Podjuchy, cudownie sniezek bialo odziane drzewa i slizgajace sie auta, tel do Andrzeja, jest na Wojska@polskiebgo, bo miasto tez sie korkuje. Spacer z plecakami do drogi na makro poprawia nam humory, bylo by jeszcze lepiej gdyby nie byla zakork,owana, bo Andrzej wlasn ie z tamtad jedzie. Jest 17.
Andrzej stoi w 12km korku, a czas do odlotu nie chce sie zatrzymac. Dzieki bogu dzwoni Wacek, ze jakos zsuneli tyl tira i ruszyl. Poki co jeszcze nie dzwon ie do andrzeja, bo nie wiem ktory z nich podjedzie pierwszy. Wacek, wiec szybko pakujemy plecaki do bagaznika i juz z samochodu dzwonie do Andrzeja z podziekowaniami za szczera, przyjacielska reakcje i bezinteresowna chec(pomocy przyjacielowi w potrzebie. Ot taka meska przyjazn. Zawsze wiedzialem, ze wazne jest to by nie ignorowac klopotow swoich przyjaciol, i w razie potrzeby miec do kogo zadzwonic. Waznej jest tez to by byc gotowym,(kiedy to inni dzonia do mnie.
jedzkiemy, ale dalej snieg i niepokoj, telefony do Iberii, Sky i na lotnisko utwierdzaja nas w przekonamiu, ze samolot nie poczeka. Znowu nie podajemy sie i walczymy, troche z natura, troche ze stresem. W najgorszym przypadku przepadaja bilety, lepiej wyjazd za 3 dni, a najlepiej jak zdazymy. Berlin Tegel 86, 75, 38 wszystko wskazuje na to ze zdazymy, emocme rosna Wacek(kochany Tata) jedzie 120 150 i jestesmy 7waga Berlin Tegel 18.46 juz wiemy ze lecimy. nigdy sie(e nie poddawaj!!!