Geoblog.pl    yanosik    Podróże    Starożytni kosmici Chile, Boliwia, Peru    Uczta z Laqgun, gor i gejzerow
Zwiń mapę
2014
31
paź

Uczta z Laqgun, gor i gejzerow

 
Boliwia
Boliwia, Laguna Colorada
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 14348 km
 
Viva Bolivia.

Punktualnie o 7.30 rano podjezdeza po nas bus ktorym mamy sie dostac na granice boliwijska. Przed wjazdeem do Boliwi odprawiaja nas chilijscy pogranicznicy. Odprawa dostojnie topi nas czas  bo ab zabiera 2 godziny. Czas zabijamy rozmowa z grupa wczesniej spotkanych Polakow.

Wiozacy nas bus wolno i z wysilkiem wspina sie pod gore. Po lwewj stronie wiudzimy majestatyczny wulkan Lincallanbur dumnie gorujacy nad San Pedero Prekraczamy wysokosc 4000 m i z wyasfaltowanej chilijskiej drogi skrecamy w cos co przypomina szutrowke. Po 25 minutach docieramy na granice Chile- Boliwia. Boliwijski graniczny punkt kotroli  to malutki budyneczek z 1 biurkiem, dwoma stolami i nerwowym pogranicznikiem oraz  flaga przed budynkiem. Kolor flagi oraz rozpadajace sie meble nie pozostawialy zludzen do jakiego kraju wkraczamy.

Po sprawdeniu paszportow i wbiciu pieczatek ladujemy swoje bagaze do terenowej Toyoty. Nasz kierowca Mauricio troche nieskladnie upycha bagaze w b agazniku. Do naszej ekipy dostaje przydzial Angee z Nowej Zelandii. Mloda, rozwrzeszczana, wyluzowana i bardzo towarzyska. Jak sie pozniej okazalo Angee zajmowala sie doradztwem zywieniowym, czego jej sylwetka i styl odzywiania byly totalnym zaprzeczeniem.

Nasz samochod jechal caly czas pod gore, po totalnych bedrozach. Suchy piach, mocny wiatr, wszechobecne odlamki skal i kamienie, kurz wzbijany przez inne auta nie ulatwialy jazdy, ale nasz Mauricio z opanowaniem i rozwaga prowadzil samochod i nie wygladal na bardzo przejetego.

Nasz pierwszy przystanek to brama boliwijskiego parku narodowego, kupujemy bilety i szlaban wedruje w gore.

Przez totalne szerokie piaszczyste pustynie otoczone wulkanami i gorami wolno pniemy sie w gore.Przekaraczamy wysokosc 4500 m i docierqmy do pierwszej z n asych wymarzonych, a wczesniej ogladanmych w inernecie lagun.

Laguna Blanca-jest polozona pod wulkanem mierzacym ok. 6 tys.m jej biale jak mleko wody zawdzieczaja swoj kolor jakims zwiazkom chemicznym. W mlecznej pieli odbijaja sie gory i chmury. Panujacy tu spokoj i widok Andyjskich wysokich paswm zapiera dech w piersiach.

Dlugi zaczyna swoj rytualny teniec z aparatem, ja dolaczam do niego i tanczymy razem. Gregor probuje uwiecznic nasz taniec, amy lagune i wulkany.

Nasz nastepny przystanek  to Laguna Verde- zielone jezioro. Szafirowy kolor zawdziecza zwiazkom siarki i czegos tam jeszcze. NIe jest glebokie, ale kiedy przyklekam do fotek i dotykam kolanem mokrej ziemi odczuwam nieprzyjemne pieczenie. W szafirowej toni znowu odbijaja sie gory i niebo.

Gdzie niegdzie szafir jest przeciety bialymi pokladami wytracajacej sie soli i upstorzony bialo rozowymi sylwetkami flamingow. Wysokosc 4700 m mocny wiatr goniacy kilka poszarpanych oblokow odbijajacych sie w zielonych wodach jeziora. Nie wiem jak to opisac.

Znowu samochod, kurz, pustynia i gory. Z tego co mowi nam Mauricio, w zimie termperatury spadaja tutaj ponizej 30 st., wtedy drogi i przelecze sa  nieprzejezdne.

Nastepny postoj to gejzery o powierzchni kilku kilometrow kwadratowych. Ogromne slupy unoszacych sie gazow, huk uwalnianej energii, smorod siarkowodoru i gotujaca sie bulgoczaca masa blotna. Wsystko to wywierana nas ogromne wrazenie, to miejsce gdzie mozna poczuc majestat, puls, bicie serca i moc drzemiaca w naszej planecie.

Dalej postoj na lunch i dla odmiany kapiel w goracych zrodlach. Przy obiadowym stole zasiadaja osoby z dwoch aut naszego operatora. Rozmowy tocza sie w kilku jezykach- hiszpanski, polski, wegierski i angielski. W tym miejscu jeyk angielski jest w totalnej defensywie, wiec nasza Angee jest lekko zagubiona. Tlumaczymy jej z hiszpanskiego na angielski - wydaje sie e nam wierzy:)

Juz podczas lunchu widac, ze nie wszyscy dotra na miejsce, widac, ze nie maja swiadomosci co znaczy wysokosc 4900 m na ktorej sie znajdujemy.

Ruszamy dalej, my oczywiscie w wybornych nastrojach, dowcipkujemy, spiewamy opowiadamy dowcipy.Wszystko to tlumacze na angielski dla Angee i hiszpanski dla kierowcy.

Ostatnia atrakcja tego szalonego i przepelnionego wrazeniami dnia to wisienka na torcie. Tort skada sie z gor, wulkanow, gejerow, przekladanych pustyniami i ozdobionych lagunami, a ostatnia z nich to prawdziwa perla LAGUNA COLORADA!!!!!!

Czerwone wody laguny nakrapiane setkami dostojnie spacerujacych rozowych falmingow. Cisza przerywana nawolywaniami flamingow, ktore brodzac w przybzeznym racym blocie podchodza do nas na odleglosc kilku metrow. Jak te ptaki, zyja w tak nieprzyjanym klimacie, czym sie odzywiaja? Flmingi z Laguna Colorada zywia sie mikroorganizmami  jeziora. Swoj czerwony kolor jezioro zawdziecza wlasnie tym rozkladajacym sie mikroorganizmom.  

Zdjecia wykonujemy niemal z nabozenstwem, zeby nie uronic ani milimetra otaczajacego nas piekna.

Wolno zachodace slonce odbija sie w czerwonych wodach laguny, na tafliwody widac tez gory i niebo - to co widzimy znacznie przekracza nasze dotychczas ustalone granice piekna przyrody.

 

Na nocleg udajemy sie do polozonego  nieopodal - 3 km schroniska.

Schronisko nie posiada cieplej wody, ani pradu. Podesty pod materace sa wymurowane. Za to sa toalety i ciepla herbata.

Kolacje prubujermy spozyc wspolnie z wegrami, ale sa tak oslabienichoroba wysokosciowa, ze szybko uciekjaja do lozek. Przy stole ostaje z nami chilijka, a tak naoprawde wegierka pochodzenia rosyjskiego. Jej obecnosc zmienia priorytety translacji. Rozmawiamy po rosyjsku, tlumaczymy na hiszpanski i angielski.

Probujemy cos pospiewac, ale uciszaja nas, bo wszyscy dookola wpisali sie do klubu biegacza. Klub  biegacza na wysokosci 4850 m na ktorej poloone jest schronisko organizuje wyscigi do toalety  z finalem dolem, lub gora. Wszyscy zawodnicy biegaja z papierem,recznikiem i bolaca glowa,a dodatkowy utrudnieniem jest rozrzedzone powietrze. My nie bierzemy udzialu w zawodach. Dla bezpieczenstwa przykrywamy nasza Angee 6 -cioma ciekimi kocami. Mamy dwa cele- pierwszy, to zeby nie zmarzla, drugi- zeby nie lazila po nocy.

W nocy w schronisku temperatura spada do 10 st, a na zewnatrze dudni i dmucha andyjski wiatr. Temperatura spada do -10 st.C.

Nie moge w opisie pominac kierowniczki schroniska, starej bezzebnej boliwijki, ktora podaje nam posilki. Unoszacy sie od niej zapoaszek skutecznie blokuje myslenie jak ta Pani dba o higiene i w czym myje talerze i sztuce.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (9)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
yanosik
Tomasz Stepień
zwiedził 4.5% świata (9 państw)
Zasoby: 58 wpisów58 56 komentarzy56 197 zdjęć197 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
20.01.2013 - 31.01.2013
 
 
15.06.2010 - 15.06.2010