Viva Bolivia.
Punktualnie o 7.30 rano podjezdeza po nas bus ktorym mamy sie dostac na granice boliwijska. Przed wjazdeem do Boliwi odprawiaja nas chilijscy pogranicznicy. Odprawa dostojnie topi nas czas bo ab zabiera 2 godziny. Czas zabijamy rozmowa z grupa wczesniej spotkanych Polakow.
Wiozacy nas bus wolno i z wysilkiem wspina sie pod gore. Po lwewj stronie wiudzimy majestatyczny wulkan Lincallanbur dumnie gorujacy nad San Pedero Prekraczamy wysokosc 4000 m i z wyasfaltowanej chilijskiej drogi skrecamy w cos co przypomina szutrowke. Po 25 minutach docieramy na granice Chile- Boliwia. Boliwijski graniczny punkt kotroli to malutki budyneczek z 1 biurkiem, dwoma stolami i nerwowym pogranicznikiem oraz flaga przed budynkiem. Kolor flagi oraz rozpadajace sie meble nie pozostawialy zludzen do jakiego kraju wkraczamy.
Po sprawdeniu paszportow i wbiciu pieczatek ladujemy swoje bagaze do terenowej Toyoty. Nasz kierowca Mauricio troche nieskladnie upycha bagaze w b agazniku. Do naszej ekipy dostaje przydzial Angee z Nowej Zelandii. Mloda, rozwrzeszczana, wyluzowana i bardzo towarzyska. Jak sie pozniej okazalo Angee zajmowala sie doradztwem zywieniowym, czego jej sylwetka i styl odzywiania byly totalnym zaprzeczeniem.
Nasz samochod jechal caly czas pod gore, po totalnych bedrozach. Suchy piach, mocny wiatr, wszechobecne odlamki skal i kamienie, kurz wzbijany przez inne auta nie ulatwialy jazdy, ale nasz Mauricio z opanowaniem i rozwaga prowadzil samochod i nie wygladal na bardzo przejetego.
Nasz pierwszy przystanek to brama boliwijskiego parku narodowego, kupujemy bilety i szlaban wedruje w gore.
Przez totalne szerokie piaszczyste pustynie otoczone wulkanami i gorami wolno pniemy sie w gore.Przekaraczamy wysokosc 4500 m i docierqmy do pierwszej z n asych wymarzonych, a wczesniej ogladanmych w inernecie lagun.
Laguna Blanca-jest polozona pod wulkanem mierzacym ok. 6 tys.m jej biale jak mleko wody zawdzieczaja swoj kolor jakims zwiazkom chemicznym. W mlecznej pieli odbijaja sie gory i chmury. Panujacy tu spokoj i widok Andyjskich wysokich paswm zapiera dech w piersiach.
Dlugi zaczyna swoj rytualny teniec z aparatem, ja dolaczam do niego i tanczymy razem. Gregor probuje uwiecznic nasz taniec, amy lagune i wulkany.
Nasz nastepny przystanek to Laguna Verde- zielone jezioro. Szafirowy kolor zawdziecza zwiazkom siarki i czegos tam jeszcze. NIe jest glebokie, ale kiedy przyklekam do fotek i dotykam kolanem mokrej ziemi odczuwam nieprzyjemne pieczenie. W szafirowej toni znowu odbijaja sie gory i niebo.
Gdzie niegdzie szafir jest przeciety bialymi pokladami wytracajacej sie soli i upstorzony bialo rozowymi sylwetkami flamingow. Wysokosc 4700 m mocny wiatr goniacy kilka poszarpanych oblokow odbijajacych sie w zielonych wodach jeziora. Nie wiem jak to opisac.
Znowu samochod, kurz, pustynia i gory. Z tego co mowi nam Mauricio, w zimie termperatury spadaja tutaj ponizej 30 st., wtedy drogi i przelecze sa nieprzejezdne.
Nastepny postoj to gejzery o powierzchni kilku kilometrow kwadratowych. Ogromne slupy unoszacych sie gazow, huk uwalnianej energii, smorod siarkowodoru i gotujaca sie bulgoczaca masa blotna. Wsystko to wywierana nas ogromne wrazenie, to miejsce gdzie mozna poczuc majestat, puls, bicie serca i moc drzemiaca w naszej planecie.
Dalej postoj na lunch i dla odmiany kapiel w goracych zrodlach. Przy obiadowym stole zasiadaja osoby z dwoch aut naszego operatora. Rozmowy tocza sie w kilku jezykach- hiszpanski, polski, wegierski i angielski. W tym miejscu jeyk angielski jest w totalnej defensywie, wiec nasza Angee jest lekko zagubiona. Tlumaczymy jej z hiszpanskiego na angielski - wydaje sie e nam wierzy:)
Juz podczas lunchu widac, ze nie wszyscy dotra na miejsce, widac, ze nie maja swiadomosci co znaczy wysokosc 4900 m na ktorej sie znajdujemy.
Ruszamy dalej, my oczywiscie w wybornych nastrojach, dowcipkujemy, spiewamy opowiadamy dowcipy.Wszystko to tlumacze na angielski dla Angee i hiszpanski dla kierowcy.
Ostatnia atrakcja tego szalonego i przepelnionego wrazeniami dnia to wisienka na torcie. Tort skada sie z gor, wulkanow, gejerow, przekladanych pustyniami i ozdobionych lagunami, a ostatnia z nich to prawdziwa perla LAGUNA COLORADA!!!!!!
Czerwone wody laguny nakrapiane setkami dostojnie spacerujacych rozowych falmingow. Cisza przerywana nawolywaniami flamingow, ktore brodzac w przybzeznym racym blocie podchodza do nas na odleglosc kilku metrow. Jak te ptaki, zyja w tak nieprzyjanym klimacie, czym sie odzywiaja? Flmingi z Laguna Colorada zywia sie mikroorganizmami jeziora. Swoj czerwony kolor jezioro zawdziecza wlasnie tym rozkladajacym sie mikroorganizmom.
Zdjecia wykonujemy niemal z nabozenstwem, zeby nie uronic ani milimetra otaczajacego nas piekna.
Wolno zachodace slonce odbija sie w czerwonych wodach laguny, na tafliwody widac tez gory i niebo - to co widzimy znacznie przekracza nasze dotychczas ustalone granice piekna przyrody.
Na nocleg udajemy sie do polozonego nieopodal - 3 km schroniska.
Schronisko nie posiada cieplej wody, ani pradu. Podesty pod materace sa wymurowane. Za to sa toalety i ciepla herbata.
Kolacje prubujermy spozyc wspolnie z wegrami, ale sa tak oslabienichoroba wysokosciowa, ze szybko uciekjaja do lozek. Przy stole ostaje z nami chilijka, a tak naoprawde wegierka pochodzenia rosyjskiego. Jej obecnosc zmienia priorytety translacji. Rozmawiamy po rosyjsku, tlumaczymy na hiszpanski i angielski.
Probujemy cos pospiewac, ale uciszaja nas, bo wszyscy dookola wpisali sie do klubu biegacza. Klub biegacza na wysokosci 4850 m na ktorej poloone jest schronisko organizuje wyscigi do toalety z finalem dolem, lub gora. Wszyscy zawodnicy biegaja z papierem,recznikiem i bolaca glowa,a dodatkowy utrudnieniem jest rozrzedzone powietrze. My nie bierzemy udzialu w zawodach. Dla bezpieczenstwa przykrywamy nasza Angee 6 -cioma ciekimi kocami. Mamy dwa cele- pierwszy, to zeby nie zmarzla, drugi- zeby nie lazila po nocy.
W nocy w schronisku temperatura spada do 10 st, a na zewnatrze dudni i dmucha andyjski wiatr. Temperatura spada do -10 st.C.
Nie moge w opisie pominac kierowniczki schroniska, starej bezzebnej boliwijki, ktora podaje nam posilki. Unoszacy sie od niej zapoaszek skutecznie blokuje myslenie jak ta Pani dba o higiene i w czym myje talerze i sztuce.