Tiwanaku i Puma Punku.
Podeksytowani wizyta w Tiwanaku i zblizajaca sie chwila weryfikacji, czy to co opisywal Deniken i presentowal na filmie Nacional Geografic jest prawda, bez budzika wstajemy wczesnie rano. W kasie - Boleterii jestesmy pol godziny przed otwarciem.
Ruiny Tiwanaku, jezeli porownac je ze znanymi nam miejscami hiostorycznymi z pozoru nie robia wiekszego wrazenia. Dopiero, po chwili zaczynamy dostrzegac detale, ktore mocno daja nam do myslenia.
Tiwanaku, to brama slonca i ksiezyca oraz kilka moejsc zgormadzen i swiaqtyn. Kluczowym punktem jest nie do konca jeszcze odkopana piramida.
Moje zdumienie budzi obecnosc wsrod kilkudziesieciu kamiennych glow 3 bialych twarzy. Kamienne glowy to wyrzezbione w kamieniu glowy umiesczone na kamiennych scianach swiatyni w ktorej centralnym punkcie umieszczone sa slupy podobne do tych z Rapa Nui z wyrytymi twarzami freskami. Rzezby glow pokazuja twarze Inkow, Olmekow (tj, w Meksyku), i roznych ras indian. Roznia sie sposobem prezentacji, oczu, twarzy, nozami i zdobieniami. Podczas ogladania dowiadujemy sie ze prace archeoloogiczne prowadzi tu polska ekipa pod kierownictwem Ludwika. Nasze pytanie do mlodej boliwijskiej archeolozki - Gdzie jest Ludwik, bo jestesmy Polakami i chcielismy sie przywitac wbudza wielkie emocje. Pani chyba nie do konca zro0zumiala moj hiszpanski dialekt i wziela nas za archeologow. Bardzo przejeta zaczela nam pokazywac nowo wykopne eksponaty i wydzwaniac do Ludwika. NIe dodzwonila sie, a my wyprowadzilismy ja z bledu proszac, zeby podrowila Ludwika od rodakow.
Wisienka na torcie w dniu dzisiejszym ma bvyc wizyta w Puna
Punku. Puma Punku to pozornie kilka kupek ogrodzonych linami kamieni. To te kamienie przyciagnely nas do tego odleglego i egzotycznego miejsca. Z nabozenstwem ogladamy kazdy kamien. Wedlug naszej wsiedzy kamienie maja przynajmniej 5 tys. lat. Zawarte na nich geometryczne i symetryczne ksztalty nawet dzis sa niemalze niemozliwe do wykonania. Idealnie odwozrowane i symetryczne katy wewnetrznych plaszczyzn, wykonane z precyzja i rownomiernie rozmieszczone otwory, kamienne wpuusty, szyny, a wszystko gladkie jak szklo, nie pozwalaja nawet na najmniesze watpliwosci, ze to co widzimy nie bylo wykonane przez indian. Nawet dzis w dobie komputerow i laserow odwzorowanie ogladanych przez nas ksztaltow jest praktycznie niemozliwe. Zastanawiamy sie nad tym co widzimy, czego dotykamy i nie potrafimy odpowiedziec na pytanie : Kto i w jaki sposob to wykonal? Do czego sluzyly te elementy? Co sie stalo z tymi, ktorzy to zbudowali? Dlaczego zniknela technologia wykonania tych elementow?
Tyle pytan, ktore pojawia sie w naszych myslach i na ktore nie znamy odpowiedzi.
To ruiny Puma Punku, ktore ogladamy i ktore dotykamy i ktore inspiruja nas do zadawania sobie pytan i tworzenia coraz to nowych teorii byly motywem mojej podrozy. To one mialy magiczna moc przyciagania i jak magnes zgromadzily wokol mnie przyjaciol pozytywnie zakreconych i szalonych. To one pozwolily poznac Laguny, Salary, pustynie i inne cudowne miejsca Ameryki Poludniowej.
Nasz plan dotyczacy dalszej podrozy i przekroczenia granicy z Peru lega modyfikacji na skutek propozycji kierowcy busa, ktory wczoraj przywiozl nas do Tiwanaku. Propozycja b rzmi - jezeli zbierzecie sie do podrozy w ciagu 30 min to do Desaguadero ( graniczne miasteczko) zawiezie nas za 15 USD. Propozycja przyjeta i po 30 minutqach siedzimy w busiku przy piwku i bialym owczym serze.
Desaguadero to mala brudna i zaniedbana miejscowosc nad jeziorem Tiki Taka. Samo przejscie graniczne to most laczacy dwa brzegi rzeki wplywajacej do jeziora. Po wyjsciu busa wynajmujemy riksze na kltroej jada nasze plecaki, a sami spacerkiem idziemy smierdzacymi i zanmiedbanymi uliczkami, Odprawa -jezeli tak mozna nazwac to co sie dzialo na granicy przebiega tradycyjnie- formalnie i leniwie. Chociaz jestem pewny, ze gdybysmy sie nie odprawili, to nikt by tego nie zauwazyl. Zdajemy deklaracje, wypisujemy peruwianskie i wchodzimy do Peru. Plan na dzis- dotrzec do Puno w relizacji okazuje sie dziecinnie prosty, bo 400 m od granicy stoja b usiki, ktore wyjezdzaja w momencie, kiedy kierowca sprzeda wszystkie miejsca. Koszt przejazdu do Puno- 120 km to 15 Peso ( nok., 15 zl ) za osobe.
Na kilka slow zaslouguje Peruwianska cesc Desaguadero. Pomiedzy boliwijska, a peruwianska strona mostu istnieje ogromna przepasc. Peru kwitnie handlem, straganami, sklepami i kantorami. Czesc kantorow ( tam wymieniam dolary na sole) skalda sie z dwoch taboretow, stolika i parasolki. Seniora, prowadzaca taboretowy kantor uwaznie oglada moje dolary, po czym z kieszeni fartuch wyciaga zwitek peruwianskich soli. Kazdy stempluje tajemnicza pieczatka i bez eomcji liczy i wydaje.
Dzisiejszy dzien mial byc kwintescencja spokoju sprzyjajacom odpowiuedniemy przezyciu wrazen z Puma Punku, ale okazal sie nowym poasmem przygod.
Po dotarciu do Puno szubko znajdujemy przyzwoity hostal w niewielkim budzecie.
Recepcjoniosta usmiechem informuje nas, ze dzis cale Puno swietuje Todos Santos.
Zostawiamy plecaki i udajemy sie na Plaza de Armas. Dziwieki muzyki ronoszace sie po miescie nie pozwalaja nam zabladzic. Na placu przed katedra wystepuja grupy tanecne i lokalne orkiestry.Ogladamy, podziwiamy, robimy zdjecia troche tanczymy, ale w kosekwencji glod zwyciea i idziemy na obiad.
Lama z grila salatki z awokado 3 piwa i 3 pisco sauer wprawiaja nas w doskonaly nastroj. Od stolu odrywa nas dochodzaca z ulicy lokalna muzyka.Bez wiekszego zastanowienia spontanicznie przylaczamy sie do maszeryjacej lokalnej orkiestry, tuz za szeregiem trebaczy. Chlopaki sie ciesza, ze ich muyka dociera do gringos. My tez sie ciesymy przygladajac sie jak miedzy poszcegolnymi poartiamiu granego w marszu utworu chlopaki rozlewaja nastepna butelkje pisco. Niebawem do naszej trojki, a wlasciwie dwojki,(Dlugi uwiecnia nas na kamerze) dolacaja Punenskie seniority, poniej turysci. Koniec koncow okazalo sie, ze jestesmy szpica calego korowodu tancerzy. Mieszkancy wiwatuja, robia nam zdjecia, a my coraz bardziej tanczymy, szalejemy. Przechodzimy procesja przez pol miasta, pozniej wracamy na Plaza de Armas. Orkiestra za ktora gralismy robi sobie z nami zdjecia, po czym zaprasza nas do Casa del Cultura na lokalna impreze. Casa del cultura pekala w szwach od uczestnikow dzisiejszej imporezy. Kolorowe stroje, szarfy, suknie, kapelusze i kilka przygrywajacych do siebie kapeli. Opary potu i alkoholu, klejaca sie od piwa podloga nie przeszkadzaja nam w tancu z lokalnymi senioritami w kolkach i korowodach.
Zaczelo sie, wszyscy robia sobie z nami zdjecia. Rozmowy schodza na muzuke i kulture, a my jako muzykalni i kulturalni udajemy sie do baru, bo tam jest szansa na wieksza wymiane doswiadczen. Ku zdziwieniu i uciesze kulturalnych mieszkancow Puno wypijamy po szkklance Pisco i zaczymany niesmialo nucic polskie piosenki. Po kilkunastu minutach niewiadomo zniknela pierwsza butelka pisco, a my mamy coraz wiecej znajomych. Sciskaja nas dziekuja i wiwatuja. Nagle wsrod towarzystwa pojawia sie starszy, dystyngowany Pan z akordeonem. Z akordeonu w perfekcyjny sposob wydobywa Kalinke. No to dopiero sie zacznie, bo Grego przy kalince nie moze stac bez ruchu.Wypite wcesniej pisco i atmosfera imprezy nakrecaj Grzesia, ktory najpierw spiewa, a pozniej rusza w tany. Lokalne Seniority drza z przerazenia i podniecenia, a Grzes kreci, skacze i spiewa. Kalinka, kalinka, kalinka maja...waz po sali porusza sie za Grzesiem. Pozniej niewiadomo skad akordeonista gra - Rozszumialy sie wierzby placzace'' spiewamy na stojaca. Korowod, ktory proweadzil Grzes teraz porwal go w rytmie muzyki Puno. Seniority i Seniory wiruja, my plasamy jest rewelacyjnie. Dystyngowany Pan po kilku nastepnych europejskich klasykach oddaje mi akordeon. Ku zdziwieniu obecnych wydobywam z niego ,, Dla Elizy'' , Amelie, pozniej Mysze, Trawe i jeszcze kilka kawalkow. Skutek jest taki, ze za chwile na pozyczonym akordeonie gram na scenie razem z peruwianska orkiestra nad jeziora Tiki Taka. Znowu zdjecia, bufet, mucio cerveza, mucio pisco. Strach sie bac, co bedzie jak impreza bedzie chylila sie ku koncowi, bo coraz wiecej pijanych przyjaciol oblega nasza trojke. Decyzja - Grzes spier....my, nie jest prosta do wykonania, bo jak przerwac roztanczonemu Grzesiowi. Jest sposob . Razem z Dlugim wolamy Grzesia do wykonania ,, Hej tancowala se mysza z mysza'' - Sala milknie, a my pelna piersia spiewamy. Pozniej brawa, wiwaty, uisciski. Spier.....my.
Po drodze do domu odwiedzamy jeszcze kilka barow i koniec koncow ladujemy w hotelu. Zwazywszy na to, ze wsystko to dzieje sie w Puno na wysokosci 4000 m wiemy, ze jutro bedzie ciezki dzien.